Sama nie wiem, czy ten wyżej wspomniany artykuł dał mi takiego kopa, czy może po prostu stwierdziłam, że to co jem znów stało się dla mnie bardzo ważne. Wegetarianką jestem już prawie rok - mogłoby się wydawać, że w porównaniu do kilkunastu/ -dziesięciu lat to nic, ale ja zdążyłam już przejść przez kilka etapów. Była niepewność, bezradność, niechęć do przekonywania całego świata, że przechodząc na dietę wege nie będę (ba! nie jestem) anemicznym kościotrupem, tylko normalnie funkcjonującą dziewczyną. Były wzloty i upadki, do mięsa nie wróciłam i póki co nie planuję. Stwierdziłam po prostu, że potrzebuję jakiegoś przyzwyczajenia, które motywowałoby mnie do stawiania sobie nowych kuchennych wyzwań, poznawania smaków, eksperymentowania. Działam w systemie złożonym z trójek - mam nadzieję, że uda mi się w końcu dodawać na bloga minimalnie trzy notki tygodniowo. Trójka jest moim wyznacznikiem na tydzień, lubię trójkę!
Ale już was nie męczę, przejdę do rzeczy, może ktoś się przemęczył i przeczytał - dziękuję - teraz nagroda!
Przywitam was (ponownie) po staropolsku - chlebem. Jest w nim coś angielskiego - banalnie prosty, szybki i z przepisu brytyjskiej rodziny McCartney, choć nazwany został Irlandzkim. Chrupiąca, gruba skórka, wnętrze przypominające plastelinę, ciężki i dobry, czekam na wasze opinie!
Składniki:
250g mąki pszennej
250g mąki razowej
2. łyżeczki sody oczyszczonej
25g masła
400 ml maślanki
szczypta soli
Wymieszaj mąki, sodę i sól, dodaj masło. Zagnieć ciasto, zrób niewielkie wgłębienie, wlej maślankę i wymieszaj ( w przepisie nożem, jak dla mnie można ręką/łyżką). Jeśli ciasto jest za suche dolej maślanki. Teraz wystarczy już tylko zagnieść ciasto, uformować kulkę i naciąć ją w (np.) trzech miejscach.
Piec w 190 stopniach przez 40 minut ( ja piekłam go prawie 50 )
Powodzenia :)